Etykiety

Josef B. towarzyszy mi ...

nieustanie od chwili, gdy znalazłem pierwszy, a właściwie ostatni ślad jego istnienia: ciemną granitową płytę na tle pożółkłych liści w parku. Od tej pory szukam.

Przeglądam książki adresowe i odnajduję miejsca, gdzie mieszkał, a potem idę tam; rozglądam się po okolicy i próbuję wyobrazić, co widział przez nieistniejące okna kamienicy. Później na opuszczonej działce wydeptuję ścieżkę wśród dzikich krzaków porastających jego dawną posesję; dochodzę do betonowych fundamentów i staję koło wyimaginowanych drzwi, tuż obok ławki, na której zwykł siadać i wpatrywać się w horyzont poprzecinany portowymi dźwigami. Gdziekolwiek poruszam się po ulicach, spoglądam na mijane miejsca i rozglądam się uważnie, czy nie zobaczę go tam, wyłaniającego się z mgły przeszłości wraz z innymi mieszkańcami tego miasta.

Na czarnobiałych fotografiach przypatruję się każdej męskiej twarzy i zastanawiam, czy któreś z oczu przechodniów wpatrzonych w obiektyw aparatu należą do niego? Spoglądam i łapię te spojrzenia; czuję, że doświadczam nagle chwili z ich życia, zatrzymanej w błysku migawki na negatywie. Potem jednak ogarnia mnie poczucie niemocy; z trudem podążam za nimi dalej, gdy znikają za rogiem fotografii.

Przekopuję godzinami Internet, ten wielki informacyjny śmietnik, by wyszukać nowe fakty i dowiedzieć się jak najwięcej o nim, lecz trafiam na błędne tropy; wciąż wyskakują informacje o znanym doktorze informatyki z Monachium i pięknej jasnowłosej aktorce. Może to jego krewni? Potencjalnych przodków i krewnych odnajduję w Europie i za oceanem na genealogicznych portalach. Lista jest długa i dość wyczerpująca; próbuję połączyć ze sobą daty urodzin i narodzin, ale nic nie pasuje. Poddaję się.

Czytam przedwojenne gazety; naiwnie wypatruję jego inicjałów w lokalnych wydarzeniach, które nie różnią się wiele od informacji przekazywanych przez dzisiejsze media: wypadki, kradzieże, zbrodnie i polityczne prowokacje. Spoglądam na nie jego oczami: gdzie był i co robił w tym czasie? Czy znał bohaterów notek i czy ich drogi krzyżowały się z jego drogami? Czy brał czynny udział w zmieniającym się z roku na rok życiu miasta? Czy może biernie przypatrywał się nowemu ładowi przemierzającemu marszowym krokiem w brunatnym stroju chodniki Gdańska?

Zadaję pytania i szukam odpowiedzi. W myślach przenoszę się w czasie i kreślę szkice zdarzeń wypełniających puste miejsca pomiędzy zebranymi faktami z życia Josefa. Wznoszę się na wyżyny swojej empatii, by wędrować śladami bohaterów lokalnej rubryki "Z miasta" i współodczuwać ich losy; nierozerwalnie związane z naszym wspólnym miastem, leżącym nad brzegiem zimnego morza.

Zapraszam na wspólną wędrówkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz