Etykiety

Nowy ład


Danzig, 24 Marca 1933


Marzec 1933. Znamienny dla całej ludzkości, jak już niedługo świat się dowie. Hitler zostaje kanclerzem Niemiec, a swastyka zawisa nad Reichstagiem, by powiewać nad niemieckim niebem, siejąc terror i zniszczenie przez następne 12 lat w Europie. Nic już nie będzie takie, jak przedtem; ludzkość w swym wybuchu okrucieństwa przestanie zasługiwać na to, by istnieć, a człowiek współczesny, z bagażem Holokaustu i mordu etnicznego, nie będzie wart żadnego nowego przymierza z Bogiem - niezależnie, ile tęcz rozkwitnie na szarym niebie powojennej pożogi. Odtąd Zło będzie mogło wszystko, kiedy nieprzekraczalna granica barbarzyństwa, ludzkiej pogardy do życia drugiego człowieka, bezpowrotnie zostanie przekroczona. Jeśli ludzkość miałaby odrobinę przyzwoitości, powinna sama unicestwić się i zniknąć ze zbrukanej egocentryzmem ziemi. Ale my, ludzka rasa, wciąż trwamy nieugięci, niczym porost przyrośnięty do głazu.

Jest rok znamienny. Jeszcze można było zawrócić, ukrócić karła, chwycić za szelki jego bawarskich gaci i złoić skórę! Możni tego świata, pyszni, przekonani o swojej wyższości i potędze, pozwolili się jednak zakrzyczeć, przyjmując w niemym osłupieniu każde jego zaplute kłamstwo z dostojnością ślepca, który odwraca głowę instynktownie od światła. Tylko Natura czujna, wrażliwa, ostrzega o zbliżającej się katastrofie.

Niezmiennie piękna trwa i nieustannie kompensuje zło wyrządzone przez człowieka. Przez anomalia w jej codziennym porządku istnienia daje znaki światu o zbliżającym się kataklizmie, o czym donoszą codzienne gazety, podając sensacyjne wieści z kraju i ze świata: we Francji wycinają z żołądka 12-letniego chłopca niemowlęcą głowę z uformowaną twarzą a nawet porośniętą włosami; w majątku ziemskim Gross Boelkar (pow. Gdańskie Wyżyny) rodzi się ciele z pięcioma nogami, w tym jednym na grzbiecie. Jakoś nie dziwi to gospodarzy, bo Natura wybrała ich widocznie jako głosicieli niepokojących zmian, przynosząc im kilka miesięcy wcześniej czteronogą kaczkę wyklutą z jajka. Odnotowana skrupulatnie w dodatku "Z miasta" Gazety Gdańskiej ilość samobójstw z powodu szerzącej się melancholii, może stanowić kolejny niepokojący sygnał. Są dziwy, jakie się ludziom w głowie nie mieszczą, a największym z nich jest sam Człowiek.

Rok 1933 to również rok, w którym Josef znika z rejestru zameldowania w Gdańsku i najmniej o nim wiemy. Można się domyślać, że nie był to dla niego łatwy rok, tak jak dla wielu robotników w dobie panoszącego się coraz bardziej kryzysu gospodarczego. Wartość dolara w Ameryce spada na łeb na szyję, a miejsc pracy w Gdańsku ubywa. Coraz więcej mężczyzn zgłasza się po zasiłek dla bezrobotnych w zamian za wykonanie prac publicznych, ale brakuje już lodu i zwałów śniegu do usunięcia z gdańskich ulic, choć zima była ostra tego roku. Może, gdy nastanie wiosna, będzie potrzeba oczyścić kanały melioracyjne otaczające miasto, więc pojawi się szansa na zasiłek za pracę. Jednak póki co, brakuje na czynsz i pieczone ziemniaki. Mieszka gdzieś po koncie u krewnych i znajomych; dopiero za rok otrzyma kawałek ziemi, gdzie postawi mały drewniany domek z ławeczką przy wejściu, z której będzie podziwiał panoramę portowego Gdańska.

Chodzi i szwenda się po mieście od rana szukając dorywczej pracy. Oczami zwykłego mieszkańca obserwuje, jak zmienia się jego miasto, do którego przybył z ojcem mając 26 lat za chlebem i pracą. Widzi szturmowców chodzących równym krokiem z powiewającym sztandarem, wrastających w codzienny pejzaż gdańskich uliczek. Mija młodzieńca z narzeczoną, ubranego w dwurzędowy garnitur i krawat z błyszczącą komunistyczną odznaką Trzech Strzał.
- Stój czerwony psie! - Słyszy dobiegające z ulicy okrzyki.
Ogląda się i widzi podarte rajstopy na kolanach kobiety, podnoszonej z chodnika przez mężczyznę w poplamionej marynarce, ze strużką krwi ściekającą z pod nosa. Wokół nich, chłopcy w brunatnych koszulach stoją rozweseleni i dumni z dobrze wykonanego zadania. Nowe porządki i ład panują w mieście. Sam się przekonał, kiedy pewnego razu jego drogę przecięło Zło, kroczące ulicą regularnym, marszowym krokiem.

Od pewnego czasu, w dzień targowy pomagał przenosić kosze z rybami na Targu Rybnym. Zarobek marny, ale jak uśmiechnie się i rzuci komplement handlarce, to wraca ze świeżą rybą pod pachą, zapakowaną w gazetę. Tak też było w poniedziałkowe popołudnie, gdy szedł pobrzeżem w stronę Zielonego Mostu. Nagle z ulicy Mariackiej wyszedł patrol młodych hitlerowców z powiewającą swastyką na fladze, niesionej przez najwyższego z nich. By nie ściągnąć na siebie uwagi, zapobiegawczo wyciągnął rękę w geście pozdrowienia. W tym momencie niesiona pod pachą ryba, owinięta w najnowszy "Danziger Vorposten”, wylądowała tuż pod nogami maszerujących młodzieńców. Obślizgły dorsz w całuśnym geście przywarł do twarzy ich wodza spoglądającego ze zdjęcia na pierwszej stronie gazety.

Tego dnia wrócił obolały do domu; długo jeszcze bolały go plecy od razów wymierzonych skórzanym pasem przez uliczny patrol za bezczeszczenie oblicza Hitlera śmierdzącą rybą.


Gazeta Gdańska, Nr. 69/33

Źródła:
  1. Z miasta, Gazeta Gdańska, Nr. 59, 69/33.
  2. Głowa niemowlęcia w żołądku chłopca, Gazeta Gdańska, Nr.68/33.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz